Przejdź do głównej zawartości

"Być albo nie być", czyli o rozpoznawaniu roślin jadalnych

"Być albo nie być", czyli o rozpoznawaniu roślin jadalnych

Nie jestem botanikiem. Ani zielarzem, ani ogrodnikiem. Ci ludzie naprawdę znają się na roślinach. A ja jestem tylko bushcrafterem, w dużej mierze samoukiem. Pozwalam sobie jednak napisać parę słów o rozpoznawaniu roślin, bo "punkt siedzenia wpływa na punkt widzenia". Regularnie spożywam dzikie rośliny i to nie w ilościach "jak na lekarstwo", zjadam całe posiłki. Ten drobny szczegół znacząco wpływa na podejście do identyfikacji roślin. Jeśli popełnię błąd, to nie stracę prestiżu naukowego ani nie zostanę wyśmiany przez sąsiada z działki obok. Mogę za to się zatruć, potencjalnie nawet umrzeć. 

Być albo nie być

Skoro już zbudowałem napięcie, to może od razu postaram się je rozładować. Nie chciałbym nadmiernie dramatyzować ani sprawiać wrażenia, że spożywanie dzikich roślin to sport ekstremalny. Nic z tych rzeczy. Tak naprawdę uwzględnienie dzikich roślin w diecie może bardzo korzystnie wpłynąć na nasze zdrowie, a ryzyko zatrucia jest praktycznie minimalne - o ile pamiętamy o przestrzeganiu kilku zasad. A najbardziej podstawowa z nich mówi: nigdy nie jedz rośliny, co do której nie jesteś na 100 procent pewien, że jest jadalna. Innymi słowy, nie jedz rośliny, jeśli nie jesteś pewien, co jesz. O tym właśnie jest ten post. O oznaczaniu. I o tym, że nie jest to proces mistyczny, że nie trzeba się wsłuchiwać w swój 6, 7 albo 9 zmysł, tylko należy rzetelnie odrobić zadanie domowe.

Mam wrażenie, że łatwo popaść w dwie skrajności. Jedna, to uznanie, że jedzenie dzikich roślin to igranie ze śmiercią. A druga, to lekceważenie istniejących zagrożeń. Jeśli kogoś ze znajomych interesują rośliny jadalne, zabieram go na spacer i pokazuję kilka roślin Dosyć często wystarczy, że pokażę roślinę i powiem, że jest jadalna, a ktoś już urywa listek i wkłada do ust. Cenię sobie to zaufanie, ale osobiście... byłbym bardziej sceptyczny. Jeśli jakiś Leśny Ludek powiedziałby mi, że dana roślina nazywa się tak a nie inaczej i że można ją jeść, to uważnie bym posłuchał i zapamiętał. A potem starannie bym to sprawdził. Potraktowałbym jego słowa jedynie jako cenną podpowiedź. Może nawet bezcenną - coś, co może zaoszczędzić lata poszukiwań. Ale zanim coś zjem, sam sprawdzam w kilku źródłach. Co najważniejsze, sprawdzam, jak rozpoznać daną roślinę.

(Są oczywiście pewne wyjątki. Jeśli byłbym z prawdziwym ekspertem - zaliczam do nich Dziadka Grzybiarza i panią Gertrudę, ogrodniczkę - to co innego).

"Szkiełko i oko"

Mickiewicz pięknie pisał: "Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko". Ale jeśli chodzi o rośliny jadalne,  "czucie i wiara" nie wystarczy. Może wręcz wprowadzić w błąd, bo zamiast krytycznie porównać roślinę z jej opisem w książce, łatwo podświadomie zacząć naginać opis do tego, co widzimy. Intuicja sprawdzi się przy kupowaniu w kwiaciarni bukietu dla ukochanej, ale nie przy oznaczaniu gatunków jadalnych. Tu rządzi metoda naukowa - "szkiełko i oko".  I to nawet dosłownie: przy oznaczaniu roślin bardzo pomocna bywa lupa o 10x powiększeniu. Do rozwiązania roślinnej zagadki potrzebujesz jeszcze czegoś. Klucza.

Klucze do oznaczania roślin

Klucz to książka służąca do identyfikowania gatunków roślin. Klucz dichotomiczny (dwudzielny) na każdym kroku przeciwstawia sobie dwie grupy cech wykluczających się nawzajem. Z tych dwóch możliwości należy wybrać tę, która odpowiada naszej roślinie, i przejść do kolejnego pytania wskazanego w kluczu. Tą drogą ostatecznie dojdziemy do pojedynczego gatunku, którego szczegółowy opis dla pewności porównujemy uważnie z naszą rośliną. Klucz to niezastąpione narzędzie.

Jest jednak pewien problem. Jak wspomniałem, pytania w kluczu dotyczą przeciwstawnych sobie cech. Niektóre pytania będą zrozumiałe dla każdego. Ale inne wymagają poznania podstaw botaniki. Przykładowa para może wyglądać tak:

a) kwiaty żółte

b) kwiaty białe

Ale może wyglądać też tak:

a) plewinki na dnie koszyczka wąskorombowe

b) plewinki podługowate

Kolor kwiatów rozróżni na pierwszy rzut oka nawet dziecko. Gorzej z "plewinkami", "koszyczkiem", "wąskorombem" czy "podługowatością". Zmierzam do tego, że każdy klucz wymaga zdobycia pewnej wiedzy botanicznej i poznania terminologii.

Niektóre klucze są bardziej przyjazne dla początkującego użytkownika od innych. Takim kluczem jest moim zdaniem "The Wild Flower Key", którego głównym autorem jest Francis Rose.  Ma on jednak poważną wadę: opisuje florę wysp brytyjskich, która tylko po części pokrywa się z naszą. Został za to bardzo prosto (jak na klucz) napisany.   

Jest też inny problem. Klucze często koncentrują się na budowie kwiatów albo owoców. Czasem musisz więc po prostu być cierpliwy i wracać do jakiejś rośliny co jakiś czas, aż zakwitnie albo zaowocuje, i dopiero wtedy uda ci się określić dokładnie jaki to gatunek. Chociaż trzeba poczekać, w żadnym razie nie jest to czas stracony. Po drodze dobrze poznałeś cechy tej rośliny, bo widziałeś ją na różnych etapach rozwoju. Na dłuższą metę takie doświadczenie jest niezastąpione.

Oznaczając rośliny z pomocą klucza, odnosimy kilka korzyści. We wstępie do wspomnianego wyżej  "The Wild Flower Key" wymieniono kilka z nich:

  • klucz pomaga skupić się na cechach diagnostycznych roślin - czyli tych, które pozwalają je jednoznacznie od siebie odróżnić.
  • klucz umożliwia rozróżnianie nawet bardzo podobnych do siebie roślin
  • klucz pozwala też ustalić, do jakiego gatunku dana roślina nie należy i dlaczego, oraz jakie rośliny mogą być do niej podobne
  • oznaczanie roślin z pomocą klucza, wymaga uważnego przyjrzenia się roślinie i pomaga ją lepiej zapamiętać 
  • oznaczanie rośli to dobra zabawa (przypomina rozwiązywanie zagadki)

Jeśli uważasz, że korzystanie z kluczy w tej chwili cię przerasta, a nie chcesz zanurzać się w arkana botaniki, pozostaje jeszcze porównywanie roślin z obrazkami w ilustrowanych atlasach. Wspomniał o tym na swoim blogu pan Jakub Strawa w artykule "Oznaczanie roślin nie jest trudne". Autor odnosi się w nim też do konkretnych publikacji dostępnych w języku polskim.

Poznaj rodziny

Z lewej: Rodzina kapustowatych (Brassicaceae); z prawej: rodzina selerowatych (Apiaceae)

Poznanie wszystkich gatunków roślin przekracza możliwości śmiertelnika. Rzetelne poznanie choćby tego wycinka flory, który występuje w warunkach naturalnych w naszym kraju, byłoby wyczynem. Mamy w Polsce jakieś 2500 gatunków roślin rodzimych oraz 480 gatunków roślin trwale zadomowionych, co daje nam łącznie 3000 gatunków.

Dla porównania mamy 10 gatunków gadów, 18 gatunków płazów, 114 gatunków ssaków i 450-500 gatunków ptaków (zależy, jak liczyć). 

Te liczby nasuwają pewne wnioski. Można nauczyć się rozróżniania polskich płazów czy gadów, wertując w kółko książeczkę ze zdjęciami i ucząc się na pamięć wszystkich cech charakterystycznych dla poszczególnego gatunku. Ale takie samo podejście do roślin niestety się nie sprawdzi.

Leśny Ludek nie ma pamięci fotograficznej i nie zapamięta 3000 gatunków roślin wraz z cechami typowymi dla nich na każdym etapie ich rozwoju. Rośliny wymagają zastosowania pewnej metodologii, techniki eliminacji. Jeśli spotykasz nieznaną roślinę i chcesz ustalić jej tożsamość, musisz przeprowadzić śledztwo i stopniowo zawężać grono podejrzanych. W tym procesie pomaga umiejętność rozpoznawania niektórych rodzin roślin.

Wystarczy, że nauczysz się cech typowych dla choćby 10 rodzin, a szybko zaczniesz odcinać kupony. Proponuję na początek kapustowate, selerowate, bobowate, jasnotowate, jaskrowate, astrowate, różowate, ogórecznikowate, marzanowate czy ślazowate.

Poszczególnych rodziny mają pewne cechy charakterystyczne. Jeśli je poznasz, to nawet widząc jakąś roślinę po raz pierwszy w życiu, możesz nieraz stwierdzić, że należy do takiej a nie innej rodziny. A co to daje?

  • 1. Zawężasz grono podejrzanych. 

Załóżmy, że znalazłeś nową roślinę. Szybko rozpoznajesz, że należy do rodziny kapustowatych albo do selerowatych - rodzin, które bardzo łatwo rozpoznać. Tym samym właśnie zawęziłeś grono podejrzanych. W wypadku kapustowatych  z 3000 możliwych gatunków, podejrzanych jest już tylko 100, bo tyle gatunków kapustowatych rośnie w Polsce. Selerowatych rośnie u nas około 70. 

  • 2. Możesz przewidzieć niektóre właściwości rośliny.

Rośliny należące do poszczególnych rodzin łączy nie tylko podobny wygląd, ale także inne właściwości. Na przykład jeśli udało ci się ustalić, że dana roślina należy do kapustowatych, to tym samym odkryłeś, że najprawdopodobniej jest jadalna. Dla odmiany jeśli stwierdzisz, że nieznana roślina należy do rodziny selerowatych, to wiesz, że musisz z nią uważać. Wśród selerowatych jest wiele wartościowych roślin jadalnych, ale są w niej też nasi najwięksi killerzy: szczwół plamisty i szalej jadowity. Nie próbuj jeść tej rośliny, chyba że masz absolutną pewność, do jakiego należy gatunku i że jest jadalna.

Tego, jak przydatne może być poznanie cech charakterystycznych dla poszczególnych rodzin roślin, nauczyłem się z książki Thomasa Elpela "Botany in a day". Możliwe, że książka ta przypadła mi do gustu ze względu na to, że moje zainteresowania pokrywają się z zainteresowaniami autora: Elpel to pasjonat roślin, a jednocześnie tak zwanych prymitywnych technik przeżycia. Jego podejście do roślin ma więc charakter bardzo praktyczny. Autor ten dużą część materiału ujętego w książce zamieścił bezpłatnie na swojej stronie www.wildflowers-and-weeds.com

Zadawaj właściwe pytania

Już parę razy wspominałem, że rozpoznawanie roślin przypomina śledztwo. Jego rezultaty w dużej mierze zależą od tego, czy Ty - jako Detektyw - będziesz zadawał właściwe pytanie. Mój drogi Colombo, niech nie umknie Ci nic ważnego. Twój podstawowy zestaw pytań to:

Czy to możliwe, żebym pomylił gatunki? Co ważniejsze: Co się stanie, jeśli się pomyliłem? Czy istnieje jakaś podobna roślina, która jest trująca? Skąd mam pewność, że to nie ona?

Imię i nazwisko podejrzanego

Musisz ustalić prawdziwe imię i nazwisko podejrzanego. Jego szkolne ksywki nie wystarczą. W wypadku roślin oznacza to, że trzeba będzie oswoić się z nazwami łacińskimi . Pomagają one uniknąć nieporozumień, kiedy chodzi o różne gatunki.

Esencją bushcraftu jest prostota, może się więc zdawać, że nazewnictwo łacińskie tylko komplikuje sprawy. W rzeczywistości jest na odwrót. Usystematyzowane nazwy łacińskie umożliwiają precyzyjną komunikację. Co najmniej z dwóch ważnych powodów.

Po pierwsze, każdy gatunek ma tylko jedną łacińską nazwę naukową. To coś wyjątkowego, bo rośliny mają często wiele różnych nazw zwyczajowych. Na przykład lnica pospolita (Linaria vulgaris) jest też nazywana czyścicą, polnym lnem, kwiatem Marii, żółtymi kogutkami, nocnym zielem czy śpisem. Bywa też, że ta sama nazwa jest używana w odniesieniu do różnych gatunków. Mleczem nazywany jest mlecz zwyczajny (Sonchus oleraceus), ale równie często - może nawet częściej - mniszek lekarski (Taraxacum officinale). O którą więc roślinę chodzi komuś, kto używa słowa mlecz? Obie są trochę podobne i żółte, więc jak robisz bukiet, to pewnie bez większego znaczenia. Ale jeśli zamierzasz je jeść, to ścisłość zaczyna być ważna. Bez to nie tylko dziki bez czarny, ale też niejadalny bez hebd oraz lilak pospolity. Jeśli oznaczysz roślinę jako Taraxacum officinale i zapiszesz sobie tę nazwę, możesz w różnych źródłach sprawdzić, czy jest jadalna. W źródłach tych szukaj właśnie Taraxacum officinale.

Po drugie, wiele roślin nie ma polskich nazw. Bo roślin jest bardzo dużo. Szacuje się, że jakieś 350 000 gatunków.  Na dobrą sprawę polskie nazwy mają tylko te z nich, które rosną u nas lub z jakiegoś innego powodu są nam bliskie. Za to wszystkie sklasyfikowane gatunki mają swoją nazwę łacińską. Dlatego przyjęło się używać nazw właśnie w tym języku. Bo załatwiają sprawę. Sprawdzą się również, kiedy wyjedziesz buszować za granicę i będziesz chciał zaprzyjaźnić się z tamtejszą florą.

Pomoc informatorów - czyli ucz się od innych

Pomoc innych jest bezcenna. Wiem, wcześnie podałem w wątpliwość, czy to najlepszy pomysł zjadać roślinę, bo ktoś powiedział, że jest jadalna. Nadal się tego trzymam. Ale jeśli masz do czynienia ze znawcą, moja serdeczna rada brzmi: słuchaj, słuchaj, słuchaj. Zapamiętuj wszystko. Zadawaj pytania. Wykorzystaj tę chwilę, która może być krokiem milowym dla kogoś, kto na co dzień zmuszony jest poruszać się po omacku w roślinnej dżungli.

Narzędzia elektroniczne

Nawet jeśli nie masz możliwości posłuchać znawcy, masz pewnie dostęp do narzędzi elektronicznych, takich jak aplikacje Plantnet, Flora Incognita, Nature Id, Obiektyw Google i tym podobne.

Temat jest delikatny i nie chcę nikomu nic specjalnie polecać. Opowiadam się raczej za metodami tradycyjnymi. Ale jeśli mam być szczery, myślę, że elektronika może bardzo pomóc.

 Moje doświadczenia dotyczą głównie Plantnetu (zrobiłem też kiedyś kilka prób z Obiektywem Google i się załamałem, ale może jest już lepiej?) Było tak. Ładnych parę lat temu (w 2014?) zainstalowałem sobie Plantnet i zacząłem go używać, tylko po to, żeby dojść do wniosku, że jest do bani. Minęło trochę czasu, i znów go zainstalowałem. Plantnet zrobił postęp, ale nadal bez szału. Nie miał do zaoferowania nic więcej niż to, co sam potrafiłem już ustalić w oparciu o własną wiedzę. Znów minęło trochę czasu.

Jesienią ubiegłego roku po raz trzeci zainstalowałem Plantnet. I nie bardzo wiem, co powiedzieć. Komputery jednak się uczą...  Aktualnie, jeśli Plantnet identyfiuje roślinę i daje za to cztery gwiazdki, a mnie wydaje się, że to inny gatunek, to sprawdzam od początku, czy się nie pomyliłem. Wydaje mi się, że apka zrobiła się naprawdę niezła. Możliwe, że to samo dotyczy także innych narzędzi elektronicznych. Ciekawy materiał na ten temat nagrał pan Michał Konkel, polecam jego filmik "Czy aplikacje do oznaczania ziół pokonały wreszcie człowieka?". Wydaje mi się, że świetnie pokazuje możliwości i ograniczenia dostępnych aktualnie narzędzi elektronicznych, a do tego towarzyszy mu celny komentarz.

Tak czy owak, nie zjem rośliny tylko dlatego, że powiedział mi tak Plantnet. Sorry. Nie ufam nikomu. Maj nejm is Ludek. Leśny Ludek. Skorzystam z podpowiedzi aplikacji, a potem przeprowadzę własne śledztwo.

Uwaga: Nie jestem specjalistą. Staram się pisać o rzeczach, które sam stosuję i z którymi mam pewne doświadczenie, ale mogę się mylić. Jeśli zauważysz jakiś błąd, napisz w komentarzu. Spożywanie dzikich roślin wiąże się z pewnym ryzykiem. Upewnij się, że na pewno potrafisz rozpoznać roślinę i właściwie ją przygotować.

Komentarze

  1. Piękny artykuł, Leśny Ludku! Tak, czasem trzeba skorzystać z aplikacji, żeby nie było wpadki. Z czasem człowiek będzie umiał rozpoznać część roślin.... Warto też poczytać co zawierają w sobie, np. koniczyna zawiera też białka (dobrze o takich elementach wiedzieć :). Serdecznie pozdrawiam i postaram się odrobić zaległości czytelnicze u Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Dzięki. Te roślinki to temat rzeekaa... Dzieki wielkie za wizytę , komentarz i czas poświęcony na lekturę 🤝😁

      Usuń
  2. No właśnie Jakubek Starzec..niezła roślinka, którą z resztą pomyliłam z dziurawcem na początki mojej przygody z zielarstwem. Narobiłabym sobie niezłego bałaganu! Dobrze ,że do każdej rośliny podchodzę z dystansem..bardzo fajny artykuł..dużo wiedzy praktycznej 🍀właśnie jest w nim zawarta bardzo ważna sprawa ,ze jeśli ktoś zaczyna przygodę ze światem roślin musi mieć do niego respekt..Trzeba duzo czytać, uczyć się ..wiedza pozwoli nam w pełni korzystać z roślin które rosną pod naszymi stopami. Jeśli czegoś nie jesteśmy pewni .sprawdzajmy..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafnie nazwane - 'respekt dla świata roślin'. Do tego się to w sumie sprowadza. Ten respekt prowadzi też szybko do glębokiej fascynacji. Dzięki za wizytę, czas i spostrzeżenia!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wyplatanie: Jak samemu zebrać wiklinę?

Wyplatanie: Jak samemu zebrać wiklinę? Chciałbyś wypleść sobie koszyk? To świetna i rozwijająca zabawa. Zrobienie czegoś własnymi rękami sprawia dużą satysfakcję, szczególnie, jeśli zrobi się to od początku do końca. Końcem jest gotowy koszyk. A początkiem? Własnoręczne zebranie wikliny! Co to jest wiklina? Wiklina to nazwa surowca uzyskiwanego z młodych pędów wierzby. (Tak jak drewno to nazwa surowca uzyskiwanego z drzew). Jak mówimy o roślinie, to mówimy "wierzba", a jeśli chodzi nam o surowiec, to mówimy "wiklina". Koniec końców chodzi o to samo. Najlepsza wiklina do wyplatania to jednoroczne pędy wyrastające z samej ziemi albo z pnia przy samej ziemi. Są one czasami nazywane "odziomkami". Wierzba rośnie bardzo szybko, więc te jednoroczne pędy często osiągają długość 1 metra, a nawet więcej. Dlaczego pędy powinny być jednoroczne? Bo w pierwszym roku rosną, nie tworząc rozgałęzień. Czyli nie będą miały żadnych sęków i nierówności. W kolejnych latach te p

Wyplatanie: Jak wypleść dno koszyka?

Wyplatanie: Jak wypleść dno koszyka? Większość używanych obecnie koszy jest wyplatanych od denka. Kosze można też wyplatać na odwrót, czyli od góry, jednak aktualnie zdecydowana większość jest robiona od dołu. Jeśli nie miałeś jeszcze okazji wypleść takiego kosza, to zapraszam do zabawy. Postaram się w miarę dokładnie opisać, jak to się robi. Żeby wypleść udane dno koszyka, trzeba nauczyć się: robić krzyżak wiązać krzyżak podstawiać witki grubymi końcami podstawiać witki cienkimi końcami kończyć wyplot czyścić denko Czynności te są opisane niżej krok po kroku. Jak zrobić krzyżak Krzyżak Podstawowe denko okrągłego koszyka robi się "trzy na trzy". Oznacza to, że denko ma w sumie sześć osnów. Jedna trójka jest ustawiona pod kątem prostym do drugiej trójki, tak jak na zdjęciu. Na początek utnij patyczki na osnowy. Weź sześć witek i odetnij od strony grubego końca patyczki o długości piędzi. Co to jest piędź? Tradycyjna jednostka miary odpowiadająca odległości między czubkiem kciu

Damper - czyli jak upiec chleb w żarze ogniska

Damper - czyli jak upiec chleb w żarze ogniska Damper to tradycyjny australijski chleb pieczony w żarze i popiele ogniska. Ten bushcraftowy wypiek równie dobrze, co w australijskim interiorze, sprawdza się też między 49 a 55 równoleżnikiem na północ od równika, czyli na przykład w Polsce.  Przepis Z przepisami na dampera jest jak z przepisami na bigos - jest ich chyba nieskończoność. Realia są takie, że każdy wypiekał te chlebki z tego, co akurat miał. W przeszłości robiono je choćby z mąki z ziaren dzikich traw roztartych kamieniami, rozrobionych następnie z wodą. Ale chleb taki można też upiec, korzystając z produktów dostępnych w każdym spożywczaku. Ja używam następującego przepisu: 2 szklanki mąki pszennej 2 łyżeczki proszku do pieczenia* 1/2 łyżeczki soli ok. 2/3 szklanki piwa (ewentualnie wody). Suche składniki staranie wymieszać. Stopniowo dodawać piwa - przy czym "stopniowo" to słowo klucz. Trzeba go dodać tyle, żeby powstało w miarę suche ciasto. Czasem będzie to tro