Bushcraft: Co robić zimą?
Standard w książkach i programach
telewizyjnych. Niestety dla Leśnego Ludka mieszkającego gdzieś na rozległych
nizinach Rzeczypospolitej te uświęcone tradycją zajęcia bushcraftowe są
niedostępne. Ale bushcrafcić trzeba, więc chciałbym zaproponować kilka łatwiej
dostępnych, a dających ogromną frajdę alternatyw.
1. Ogień
Nie ulega wątpliwości, że okres ogniskowo-grillowego szału przypada na lato. W czerwcu, lipcu i sierpniu pali się często wielkie, nieraz całonocne ogniska. Ale jeśli spojrzeć na sprawę z perspektywy bushcraftu, znacznie lepszym czasem, żeby uczyć się posługiwania ogniem, wydaje się być zima.
Jedna z bushcraftowych mądrości mówi,
że ogień najtrudniej jest rozpalić wtedy, kiedy najbardziej go potrzebujemy. Na
pewno można to odnieść do zimy. Dlatego warto trenować o tej porze roku. Jeśli
potrafisz rozpalić ogień i szybko ugotować wodę w styczniu, to będziesz też
potrafił zrobić to w sierpniu, najpewniej bardzo sprawnie. W drugą stronę już
to nie działa. Popracuj nad umiejętnościami teraz, a latem będziesz odcinał
kupony.
Dodatkowym bonusem może być większa
dostępność niektórych miejscówek, które latem są oblegane. Może chodzić na
przykład o wyznaczone przez Lasy Państwowe lokalizacje, w których legalnie
wolno palić ogniska. Niektóre z tych miejsc są naprawdę fajne, ale w sezonie
letnim są tam tłumy. Nawet jeśli znajdziesz wolne stanowisko, to bushcraftową
przygodę mogą ci zepsuć sąsiedzi, hucznie imprezujący na stanowisku obok. Jeśli
przeżyłeś coś takiego, proponuję eksperyment. Pojedź w to samo miejsce w
styczniu albo lutym. Gwarantuję, że sprawa będzie wyglądać zupełnie inaczej.
Warto też zwrócić uwagę na piaszczyste
brzegi rzek i zbiorników wodnych. Często są to urokliwe miejsca, gdzie można
bezpiecznie rozpalić ogień. Ale powtarza się ten sam scenariusz: latem takie
miejsca są oblegane, za to zimą możesz poczuć się w nich jak na dalekiej
Syberii.
Uwaga praktyczna: Zwykle w okolicach miejsc, gdzie często
organizowane są ogniska, trudno znaleźć chrust. Jeśli planujesz skorzystać z
takich miejsc, może najlepiej będzie przynieść chrust ze sobą.
2. Wyplatanie koszy
Esencją bushcraftu jest zdolność robienia potrzebnych rzeczy z dostępnych naturalnych materiałów. Spójrz przez ten pryzmat na wikliniarstwo: Zbierz wiklinę i wypleć swój własny kosz. Kontroluj proces od początku aż do samego końca. I zobacz, jaka to satysfakcja.
Tradycyjnie porą na
wyplatanie jest właśnie zima. Ścięta wtedy wiklina – czyli jednoroczne witki
wierzbowe – świetnie nadaje się do wyplatania. Dodatkowo uprawianiu rzemiosła
sprzyjają długie wieczory. Nabyte przy wyplataniu umiejętności przydają się też
latem: Technik wikliniarskich można użyć, żeby wypleść improwizowanego grilla,
wzmocnić ściany schronienia, zrobić wierszę (rodzaj pułapki na ryby) czy po
prostu koszyk. Skręcone witki to znakomity materiał do wiązania różnych rzeczy.
Wyplatanie pozwala nabrać wprawy w ich używaniu.
3. Struganie
W leśnym rzemiośle
nóż jest narzędziem podstawowym. Dlatego warto nabywać umiejętności wykonywania
nim różnych prac. Chciałbyś się nauczyć, jak wystrugać nożem szpatułkę, łyżkę,
czółenko do robienia sieci, prostą igłę? Jeśli tak, to nie czekaj, aż będziesz
którejś z tych rzeczy potrzebował. Wystruganie czegoś przydatnego nie musi być
trudne, pod warunkiem, że wiesz, jak się do tego zabrać. Dlaczego nie nauczyć
się tego właśnie zimą?
Dłubanie nożem w
zaciszu domowym ma jeszcze inną zaletę. Pozwala wyrobić sobie bezpieczne nawyki
w kontrolowanym otoczeniu. W domu może być łatwiej skupić się na tym, co
robisz. A nawet jeśli w trakcie nauki popełnisz błąd i się skaleczysz, to
konsekwencje będą inne, niż gdyby stało się to w szałasie nad
Bajkałem. Poza tym ze struganiem jest tak jak z wyplataniem – można uprawiać
bushcraft, nie wychodząc nawet z domu!
3. Birdwatching: Obserwowanie ptaków.
Ostatnie dwa zajęcia
na mojej liście „Co robić zimą?” mają ścisły związek z przyrodą. Bushcraft to
nie survival. Nie chodzi o to, żeby wygrać zmagania z przyrodą, tylko żeby się
tą przyrodą cieszyć, podziwiać ją, nabierać do niej szacunku, a w rezultacie
też lepiej o nią dbać. Dlatego propozycja numer 3 to obserwowanie ptaków.
Może powiesz: Ale przecież ptaki
odleciały...? Owszem. Tylko że nie wszystkie. Niektóre z naszych ptaków nie
odlatują. Na przykład dzięcioły, które potrafią zdobywać pokarm mimo niskich
temperatur. Podczas spaceru w lesie co chwile można usłyszeć ich stukanie, a
ponieważ na drzewach nie ma liści, łatwo je wypatrzeć.
Oprócz tego, że
część ptaków odleciała, są też takie, które zimą do nas przylatują, na przykład
niektóre drapieżniki i ptaki wodne. Zimowymi gośćmi mogą być też krzyżodzioby
czy jemiołuszki. Co roku wyczekuję tego dnia, kiedy po raz pierwszy usłyszę nad
głową charakterystyczny świergot stada jemiołuszek. Dla mnie to jest święto.
Warto też pamiętać,
że powroty ptaków z zimowisk u pewnych gatunków zaczynają się bardzo wcześnie.
W lutym można obserwować powrót skowronków i żurawi, a niewiele później czajek,
zięb czy bocianów. Zima to świetny czas do obserwacji. A jeśli obowiązki i
krótki dzień uniemożliwiają ci wypatrywanie ptaków w godzinach światła, to może
warto poświęcić część wieczoru na naukę rozpoznawania ptaków po śpiewie?
4. Tropienie zwierząt
Jeśli
nie interesowałeś się nigdy tropieniem, może czas zrobić to
teraz. Dlaczego warto?
Spróbujmy po kolei. Czy
lubisz spotkania z dzikimi zwierzętami? Dla mnie zawsze są ekscytujące. Wiele z
nich to przeżycia, które na trwałe wyryły się w mojej pamięci. Jednak są pewne
rzeczy, o których warto pamiętać, jeśli świadomie szukamy kontaktu ze
zwierzętami.
Po pierwsze, w dużej
mierze takie spotkania są kwestią przypadku. To, że gdzieś pojawiają się dziki,
i że robią to regularnie o tej samej porze, wcale nie gwarantuje, że jeśli
pójdziesz w to miejsce o tej właśnie porze, to na pewno je zobaczysz. Bo mogły
akurat pójść gdzieś indziej. Albo wyjątkowo pojawiły się wcześniej. Życie.
Trzeba się z tym pogodzić. W końcu nie byliście umówieni.
Po drugie, z
obserwowaniem zwierząt wiążą się pewne kwestie etyczne. Płoszenie zwierząt
utrudnia im zdobywanie pożywienia, może spowodować oddzielenie młodych od stada
albo sprawić, że wystraszone zwierzę zrobi sobie krzywdę. Z tego powodu czasem
lepiej jest zrezygnować z obserwacji, nawet jeśli serce mówi inaczej.
A gdyby tak móc
„poobserwować” zwierzę w sposób zupełnie dla niego niezauważalny? Móc „zobaczyć”
jak się zachowuje, kiedy jest rozluźnione? Gdyby tak zabrało nas do swoich
ulubionych miejsc i pokazało, co ostatnio jadło, gdzie spało, z kim się
spotykało? Co byś powiedział na takie reality show? Chociaż może się to wydawać
niemożliwe, w pewnym sensie zwierzęta pozwalają nam poznać swoją historię.
Piszą ją dla nas śladami. Zwierzęta zostawiają tropy, ślady żerowania, sierść,
pióra, odchody, szczątki upolowanych ofiar. Jeśli uda nam się dostrzec te ślady
i trafnie je zinterpretować, możemy odczytać historię tego, co się wydarzyło.
Możemy być „świadkami” różnych leśnych zdarzeń, nawet jeśli spóźniliśmy się o
kilka godzin czy nawet dni. A najlepsze jest to, że chociaż poznajemy sekrety
życia zwierząt, w żaden sposób im się przy tym nie narzucamy!
Kiedy najłatwiej jest zacząć tropić? Po świeżym opadzie śniegu. Wyjdź na spacer i poświęć chwilę, żeby przejrzeć „poranną gazetę”. Poznaj leśne „newsy” — co, kto, gdzie, z kim i dlaczego. Oczywiście, tropić można o każdej porze roku. Jednak śnieg sprawia, że łatwo zobaczyć nie tylko pojedynczy tropy, ale też grupę śladów — czyli zestaw tropów wszystkich łap. Ułatwia to nam interpretację, czyli określenie, jakie zwierzę tu było i co robiło. Kolejny etap sztuki tropienia to podążanie śladami zwierząt. Latem wymaga to prawdziwego kunsztu, ale zimą na świeżym śniegu może się tego podjąć początkujący. Polecam. Spróbuj.
Uprawiasz bushcraft? Masz jakieś ulubione zimowe zajęcia? Chętnie skorzystam z podpowiedzi. Daj znać w komentarzu.
Komentarze
Prześlij komentarz